logo

Oddział Poznań

  • 1
  • 2
  • 3

XII Elegia zimowa

Tu wszystko czerstwi, weseli, zachwyca.
Mickiewicz, „Zima miejska”

Ziemia w sukni kontynentów – ach, lekko
jakby na palcach i w walcu – wbiegła
w zaułek cienia. I biegun północny,
jak budzący się ze snu, gdy rozciąga
i napina swe ciało, rozpostarł skrzydła
mrozu nad Europą. Nizina mego
kraju, niby balia, wypełniona bielą.

Nie śnieg. Czas to czysty jak chłód gwiazd
opadł na pola powieki i klony.
Można wzrokiem uchwycić nieuchwytne
zza szyby zgubionego wśród tak nagłej
wieczności – pociągu. Jakby egzystencja
objawiła esencję? Brzozy i lipy –
oblubienice; lasy – wojska zbawionych.

A gdy tak nieśmiertelnie smutno ciągnie się
minuta – dopust losu: śmiertelnym potem
dymiące dworce, gdzie szuka ciżba mnoga
ratunku w ścisku, huku i amoku.
Obłoczek biały nad dogasającym
zniczem ust jest u wszystkich westchnieniem
ostatnim przed własnym pogrzebem: „Ocal!”

I już w nadbałtyckim miasteczku. Świętych
obcowanie zakłóca tylko skrzypienie
śniegu. A tyle było tu płaczu. Czy
Pan wyzwolił piekło i ekspedycja
cichych i czystego serca wybieliła
grzechy? Na niebie archanioła łagodne
oko – słońce – i zimna źrenica

demona. Dajmonion tak patrzy we mnie
i ze mnie? Zapala i zdmuchuje
wrogie sobie głosy? które jak warkocz
włosów złotych i kruczych związuję
w wiersze. Idę do domu matki i na
arkuszach ulic stawiam znaki: cieniem
napełniam biel. Spowiedź to i komunia?

Na spotkanie wybiega syn: moje
niewinne serce, które ma oczy
miłosiernego Ojca. Z radosną
pokorą zbiegamy nad rzekę. Para
łabędzi z łagodnością aniołów milczy
dyskretnie. Przez szum wód głuchy słyszę
oddechy ryb: tak cicho otwiera się

czyściec? Nad nami niebo zmiennie jednakie
i niby płuca pulsujący kosmos.
Ziemia przed lustrem księżyca poprawia
makijaż i drży jak Kopciuszek który
tańczy na królewskim dworze. Książę
przez chwilę widzi ją w welonie, a ona
znów zmieni suknie by zwodzić–drżeć–wirować.

ks. Henrykowi Romanikowi