logo

Oddział Poznań

  • 1
  • 2
  • 3

VII Elegia polska

dla S.B.

Nie był prawdą ni sprawiedliwością nasz
wiek. U wrót sezamu stawały lata
i sny: Morze Czerwone rozwierało
ramiona krwi. Narody wybrane jak
niemowlęta z kołysek – stratowały
stada czarnych dat. Zamyka się oko
nieba, otwierają tektoniczne rowy.

W smutnym niby dolina po powodzi,
małym jak wdowi grosz i ubogim
kraju przyszło mi ponad ćwierć wieku żyć;
tu gdzie ponurymi portretami władców
zwykło się straszyć krnąbrne dzieci. Wyspą
ten ląd nigdy nie był a oceanem
zewsząd wstrząsany: z dna wypełzają

ruchome piaski obcych wojsk. Krajobraz
dymiącej lawy na którą spada deszcz
krwi, potu i łez. Pokolenia wchodzą
w ogień podając sobie płonące dłonie.
Zbudzony hymnem grudniowego wiatru
z nagłej młodości widzę i siebie wśród
potępionych. Powoli porasta nas pleśń.

Pleśń narodowych pieśni. I znikniemy
z pamięci świata jak w lustrze odbite
iskry. Poprawiająca wdzięczny kosmyk
włosów zachwyci się? zlęknie zdumiona?
i nim odwróci – już tylko biały pył
dostrzeże u stóp. Jeśli była twoją
matką, żoną – z tkliwością przeniesie na

skroń. I tylko wygnańcy z zamorskich stron
westchną czasami gdy zmęczy ich Nowy
Jork. Lecz któż przez Atlantyk usłyszy ten
blady głos? Niech nadpłyną wiosenne
chmury i miast słów rozsypią żyzny deszcz.
Niechaj kwitną zboża, trawa i lipy
na cmentarzach. Pszczoły radioaktywny

omijają pył. Nasze dzieci biegnąc
labiryntem przeistoczeń odnajdą
klucze do właściwych drzwi. I gdy się dni
wypełnione losem otworzą jak za
okrętem morze niech jedynie znajdą
swych dziewiczych dziewcząt kroplę żywej krwi.
Umarli – nie całujmy ich wysokich czół.

Nie byliśmy całą prawdą: „Lecz łaknienie
sprawiedliwości rozgrzeszało was!” Tak
szeptali nasi prorocy tłumacząc
echo sprzed lat; ćmy pod kloszem wieku
ucztujące w sezamie narodowych
mód. Stratowaliśmy się pod powieką
obłoków w znaki klęski wpatrzeni jak w cud.